Człowiek jest z natury dobry. Jak wielu jeszcze gdzieś obok nas żyje ludzi naprawdę biednych i potrzebujących pomocy. Takie dwie myśli pojawiają się przed świętami Bożego Narodzenia, a szczególnie po mławskiej akcji Szlachetnej Paczki. O tej ostatniej zapewne słyszał każdy z nas, gdyż jest akcją ogólnopolską, prowadzoną z dużym rozmachem, ale przecież nie jest akcją tego typu jedyną. Rzecz nie w nazwie takiej idei.
Były już różne systemy, które obiecywały powszechne szczęście i dobrobyt ludzkości. Póki co jednak czy to w monarchii, kapitalizmie, gospodarce rynkowej, socjalizmie, komunizmie czy dyktaturze – wszędzie tam byli i są ludzie biedni, chorzy, samotni i potrzebujący pomocy.
Żyją może gdzie w pobliżu nas, często w cieniu i na uboczu. Mają proste, najzwyklejsze potrzeby. Często nawet mają problem, by określić czego im potrzeba. Zapewne mają swoje coś wymarzonego, gwiazdkowego i świątecznego, ale nieraz potrzeba wiele zachodu, by się od nich tego dowiedzieć. Łatwiej zdradzają takie sekrety tylko dzieci. Jakie historie można usłyszeć od wolontariuszy? Ot, np. marzeniem jednego mężczyzny było dostać dżem. Tylko dżem, nic więcej. Inna rodzina z kolei, najbardziej chciałaby dostać lodówkę ale koniecznie w klasie energetycznej A+++. Jak sami wyjaśniają oszczędzają na prądzie. Ci, którzy z tymi paczkami przyjeżdżają, mówią zgodnie. Inaczej wygląda miejska, inaczej wiejska bieda. A dysproporcja wzrasta im dalej jest od dużych ośrodków miejskich. I dodają jeszcze jedno. Zapewne to efekt 500+, ale w tym roku dużo mniej jest zakwalifikowanych do pomocy rodzin z dziećmi, więcej osób starych, samotnych, chorych czy niepełnosprawnych.
Warto też dostrzec pokłady dobroci, jakie w ludziach odsłaniają takie akcje. To przede wszystkim fundatorzy paczek, ale również cała armia wolontariuszy, którzy poświęcają swój czas, aby taką akcję przeprowadzić. Kto choć raz zaangażował się w takie działanie wie co się pod tym enigmatycznym określeniem kryje. Ważnym odkrycie jest to, że taką paczkę funduje zwykle grupa osób, czasem nawet wszyscy wszystkich w takiej grupie nie znają. A jednak skrzykną się, zbiorą kasę i zrobią coś dobrego. Naprawdę i bezinteresownie. Tu nagrodą jest radość, a czasem nawet i łzy obdarowanego.
Różni się to nieco od świątecznych akcji jakie czasem organizują samorządy. W tego typu działaniach cała uwaga skupiona jest na staroście, burmistrzu czy wójcie, który za chwilę wręczy komuś jakąś paczkę, a gazety zrobią mu zdjęcie i napiszą. A jak nie, to napiszą o tym jego urzędnicy i umieszczą w samorządowej publikacji.
Jak na Polaków przystało, do każdej beczki miodu wypada wrzucić łyżkę dziegciu, więc i tu ktoś może polemizować z tezą, że człowiek jest dobry z natury. Ale dobrze, że są momenty, gdy to dobro można uzewnętrznić i oby tak działo się częściej nią przy okazji świątecznych akcji. Wtedy będzie się nam żyło lepiej. Naprawdę wszystkim.
ZygZak